niedziela, 28 sierpnia 2016

Po drugiej stronie brzuszka

Ostatnią z mojej listy do zrobienia przed porodem było wyprawienie Kacprowi 5-tych urodzin, które zaplanowaliśmy na 20 sierpnia w sobotę. Później dawałam Kornelce czas do wyjścia z brzucha do środy maksymalnie, bo w czwartek moja siostra miała już wykupiony lot powrotny do Polski, a ja chciałam mieć spokojną głowę, że mamy opiekę nad Kacprem na czas porodu itd.

Ale to, że zaraz na drugi dzień po wyprawionych urodzinach pojawiła się na świecie, to tego się nie spodziewałam. Moja siostra później się śmiała, że jestem tak zorganizowana, że nawet poród zaplanowałam. Ale zacznijmy od początku...

Jak to ostatnio bywało, tak i w niedzielę, Kacper przyszedł nas obudzić po 7, poleżeliśmy jeszcze wszyscy razem w łóżku. Po 8 poszłam umyć włosy, zrobiłam poranną toaletę i wtedy odkryłam plamienie, plecy mnie trochę pobolewały jak na okres, ale myślałam, że to ze zmęczenia po przygotowaniu urodzin syna itd. Zadzwoniliśmy do szpitala, pytali czy to tylko plamienie i czy mam skurcze, wtedy jeszcze plecy bolały mnie tak jednostajnie. W związku z tym, że to ciąża podwyższonego ryzyka i w 38 tygodniu + 2 dni polecili nam przyjechać. Obudziliśmy moją siostrę i powiedzieliśmy, co się stało. Wzięliśmy torbę szpitalną, ale tylko tą z moimi rzeczami i pojechaliśmy. Kacperek jakby czuł, że zobaczymy się po dłuższym czasie, mocno mnie przytulił i powiedział, że kocha mnie najbardziej w świecie i że kocha swoją kulkę, czyli Kornelkę.

Już po 9 byliśmy w szpitalu, po krótkiej chwili wzięli nas do gabinetu i najpierw zbadali mi ciśnienie krwi. Czekając aż przyjdzie do nas kolejna położna zaczęły mnie plecy boleć bardziej i regularniej, równo co 5 minut zaczęłam mieć skurcze 30 sekundowe. Około 9.40 przyszła położna i podpięła mnie pod KTG na ponad godzinę i już po 35 minutach zaczęły się te skurcze z krzyża nasilać i wydłużać.



Po badaniu KTG jeszcze czekaliśmy godzinę na lekarza, który miał sprawdzić skąd to plamienie, w tym czasie skurcze zaczęły przybierać na sile. Po badaniu (o około 13.30) zapadła decyzja, że zostawiają mnie na oddziale i podadzą mi sterydy, żeby nie obciążać serca Kornelki. Wtedy pomyślałam, że najdłużej jutro zobaczymy naszą córeczkę. Czekaliśmy jeszcze pół godziny, aż ktoś przyjdzie po mnie i zaprowadzi na oddział. W tym czasie Marcin poszedł do auta po moją torbę, a ja zadzwoniłam do siostry, żeby nam przywiozła torbę Kornelki, bo zostaję w szpitalu. Skurcze z krzyża nadal się nasilały, trwały już minutę.



Po 14 byłam już na oddziale, dostałam łóżko w 4-osobowej sali. Przyszła położna, powiedziała, że po 19 jak nie zacznie się akcja porodowa to będą mi przebijać wody płodowe. Poleciła mi pochodzić trochę, żeby siłą grawitacyjną spowodować większy napór, przynieśli mi też piłkę do ćwiczeń.
Przyjechała moja siostra, skurcze z krzyża nasilały się, pospacerowałyśmy korytarzem po oddziale, miałam świadomość, że to ostatnie chwile z brzuszkiem, mała strasznie się wierciła, szczególnie przy skurczu wbijała mi się pod żebra.


Zrobiłyśmy z siostrą z dwie rundki po korytarzu i praktycznie na wysokości mojej sali poczułam jak mi odchodzą wody (15.45), zgłosiłam to zaraz położnej i wróciłam na łóżko. Podpięto mnie pod KTG i skurcze z brzucha i krzyża już były nie do wytrzymania, wody nadal się sączyły. Po 30 minutach wieźli mnie już szybko na porodówkę.

Po 10 minutach jak się tam znaleźliśmy nasza córeczka przyszła na świat, poród szybki, ale bolesny, musiałam skorzystać z gazu jako znieczulenia. Kornelka zaczęła płakać bez żadnego klapsa. Położyli mi ją na klatce, płakałam ze szczęścia, że jest już z nami, całowałam jej rączki. Była wręcz fioletowa jak ją wyciągnęli, więc zabrali ją na intensywną terapię. Przestraszyliśmy się, gdy położna po paru minutach przyszła bez niej, a mówiła wychodząc, że wróci z nią. Marcin poszedł z położną na OIOM, okazało się, że Kornelka miała niską saturacje (65) i istniało realne zagrożenie jej życia. Rozgrzali jej ciałko i podali tlen. Na szczęście po parunastu minutach saturacja skoczyła do 95 i mogli nam ją przynieść. Nasza mała wojowniczka dała radę. W skali Apgar dostała 8 punktów w 1 minucie i 9 punktów w 5 minucie życia.









Jak ją ponownie mogłam zobaczyć i dotknąć miała już normalny kolor skóry. Dopiero po tym czasie zmierzyli (49cm) i zważyli Kornelkę (2.77kg). Marcin mógł ją przytulić i pomóc umyć oraz ubrać, podano jej witaminę K. Ja dochodziłam do siebie, nie wymagałam szycia i już po 2 godzinach poszłam się umyć i przebrać. Zostaliśmy sami, żeby mieć prywatność, przynieśli nam herbatę i tosty, rano wyszliśmy z domu bez śniadania. Nakarmiłam Kornelkę. Powiadomiliśmy rodziny i "cały świat" instagramowy, że nasze drugie szczęście jest już z nami.









Do pokoju jednoosobowego poszliśmy około 21.30. Marcin jeszcze chwilę z nami był i wrócił do domu. Przez całą noc, co jakiś czas przychodziła do nas położna, by sprawdzić, jak się czujemy, mierzyły nam ciśnienie i temperaturę, polecono mi karmić Kornelkę co 4 godziny. Pierwszej nocy musiałam ją budzić na karmienie, kolejne noce już sama się wybudzała co 3-4 godziny. Opiekę w szpitalu wspominałam już bardzo dobrze przy Kacperku, teraz też jak się zmieniały położne to przychodziły się przywitać, dwie z nich szczególnie pomogły mi przy karmieniu piersią. Kornelka ma dobry odruch ssania, ale jak tylko dobrze chwyciła pierś, to chwilę possała i wolała tylko oblizywać te swoje słodkie usteczka. Nawet zostałam o jedną noc dłużej w szpitalu, by mieć pewność, że będę ją dobrze karmić, dla mojej córki zrobię wszystko. Już od pierwszego dnia ma w miarę stałe pory karmienia, w nocy 2 razy i tak ma narazie do tej pory.



Poniedziałek w szpitalu minął nam bardzo szybko, Marcin przyjechał do nas z samego rana, dumny tatuś przywiózł prezenty. Zaraz przed południem przyszła do nas konsultantka pediatryczna, która przedstawiła nam plan działania. W pierwszej kolejności pobiorą Kornelce krew na badanie- na potwierdzenie zespołu downa oraz wyliczą prawdopodobieństwo kolejnych ciąż z zespołem, następnie zrobią usg serduszka a po 4 tygodniach powtórzą i wyznaczą datę operacji. Z panią konsultant rozmawialiśmy tak ogólnie o zespole downa, co my o nim wiemy, a co ona może jeszcze nam powiedzieć itd. Sprawdziła jej bioderka, brzuch, kręgosłup. Kornelka ma serce do zoperowania, a odruch ssania, napięcie mięśni i drożność jelit bez zarzutu. Ja tak się martwiłam o słuch i wzrok, bo tego się nie dało sprawdzić w ciąży, ale po badaniach słuchu i wzroku wszystko wskazuje, że jest dobrze. W drugiej dobie badanie słuchu wyszło znakomicie. Następne mamy wyznaczone na 12 września.
W poniedziałek przed południem poszliśmy z małą na pobranie krwi, nie mogli się wbić w obie dłonie i jedną stopę, dopiero po godzinie ponownie spróbowali z drugiej stopy. Kornelka wcale nie zapłakała, leżała w "płaszczu cieplnym" na czas pobierania krwi.






Poniedziałkowe popołudnie minęło nam bardzo miło, Kacperek przyjechał zobaczyć siostrę. To była piękna chwila, akurat malutką trzymałam na rękach, jak weszli do mojego pokoju. Kacperek podszedł do nas i powiedział : "Kocham Cię Kornelia" i dał jej buziaczka w główkę. Później się zachwycał, że jest taka malutka i że ma takie malutkie stópalki, dziwił się, że ma taką pomarszczoną skórę na dłoniach i stopach, jak on po kąpieli.
Razem z nimi przyjechała moja siostra Patrycja ze swoim narzeczonym Michałem, przyszłym chrzestnym Kornelki, ochów i achów nie było końca, co innego widzieć na zdjęciach, a co innego zobaczyć ją na żywo.












We wtorek przed południem przyszła do nas pani konsultantka i przekazała nam, że Kornelka ma potwierdzony zespół downa i będziemy objęci opieką kliniki. Pojechaliśmy też na usg serca, tak jak w czasie ciąży, tak i teraz się potwierdziło, że nasza córka ma wspólny kanał przedsionkowo-komorowy. Odetchnęliśmy z ulgą, że nie ma gorzej niż to co już wiedzieliśmy.


Mogłam już wyjść ze szpitala we wtorek po południu, ale zdecydowałam zostać na jeszcze jedną noc, chciałam Kornelkę karmić piersią i musiałyśmy się tego obie nauczyć. Dobrze, że zostałam, bo wieczorem i nocą udało mi się ją w końcu nakarmić z lewej piersi.








Środa była dniem wyjścia ze szpitala, Marcin przyjechał do nas już z samego rana. Karmienie szło nam już coraz lepiej. Przed wypisem zbadali nas obie, dali wszelkie papiery do rejestracji Kornelki i papiery dla położnej, która miała nas w czwartek odwiedzić. Zbadali też Kornelce poziom bilirubiny specjalnym aparatem, miała 153 czyli w normie. Wyznaczyli nam też wizytę w klinice pediatrycznej w poniedziałek 29 sierpnia na 13.
Po 11 zaczęłam ubierać naszą małą kruszynkę, mogliśmy opuścić szpital. Wiadomo, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Czekał na nas przystrojony dom, już na drzwiach wisiał balon i baner "Baby girl", to samo przy jej łóżeczku. Kornelka przespała całą drogę do domu i jak ją przełożyliśmy do łóżęczka, to pospała jeszcze ponad 2 godziny.
Kacper jak wrócił ze szkoły był bardzo szczęśliwy, że nas widzi, stęsknił się za mną, to nasza pierwsza tak długa rozłąka (a co to będzie, jak około 2 tygodni będę z Kornelką w szpitalu po operacji serca), tulenia nie było końca.












Pierwsza noc w domu minęła spokojnie, Kornelka dwa razy budziła się na karmienie, przed północą i o 4 nad ranem. W czwartek mieliśmy wizytę mojej położnej Breige, pogratulowała nam córeczki. Nie mogła przestać się nią zachwycać. Sprawdziła jej wagę- 2,64kg. Akurat była pora karmienia i mogła zobaczyć jak sobie radzimy.  Zrobiła też ogólny wywiad, jak ja się czuje i sprawdziła, jak się mają moje mięśnie brzucha.




W piątek przyszła inna położna, pobierała Kornelce krew na badanie na fenyloketonurie, wrodzoną niedoczynność tarczycy, mukowiscydozę i anemię sierpowatą. Kornelka była bardzo dzielna, zapłakała tylko podczas ukłucia w piętę, z której położna pobierała krew. Nasza Kosmitka przybrała na wadze w ciągu jednego dnia, waga wskazała 2,68kg. Natomiast poziom bilirubiny jej wzrósł do 187, ale jest jeszcze w normie.

Ogólnie Kornelka jest w dobrej kondycji zdrowotnej, dla nas to duża ulga. Jest dla nas najpiękniejszym cudem, nie możemy przestać się nią zachwycać, cieszymy się sobą i w sumie uczymy się siebie nawzajem. Nigdy jej nie zabraknie naszej miłości, jest wyjątkowa i zasługuje na wszystko, co najlepsze. Ja sama dzięki niej zamierzam stać się lepszą matką.
Przepraszam za tak długi post i może trochę chaotyczny, bo pisany w biegu. Nadal jestem w emocjach, że już Kornelka jest z nami. Starałam się opisać poród i opiekę w szpitalu w miarę składnie, choć ciężko zebrać myśli w zdania. Wracając do tego postu będę mogła sobie przypomnieć te wszystkie uczucia i wzruszenie towarzyszące narodzinom naszej córki.
Chciałabym też podziękować Wam za wszystkie komentarze, gratulacje pod zdjęciami na instagramie, masę prywatnych wiadomości. Wiedźcie, że je wszystkie przeczytałam i to kilkakrotnie, jestem niezwykle wdzięczna, nie jestem w stanie na wszystkie odpowiedzieć, wybaczcie- teraz przede wszystkim Kornelka absorbuje mój czas, do tego staram się nie zaniedbać Kacperka. Rodzina przede wszystkim.