czwartek, 5 stycznia 2017

Na chwilę przed operacją

Na wstępie chciałam Was poinformować, że operacja została przesunięta o tydzień, na 13 stycznia. Wczoraj, 4 stycznia, pojechaliśmy do szpitala dziecięcego do Glasgow, gdzie Kornelka miała robione badania. W czwartek 12 stycznia do 14 mamy się już stawić na oddziale, gdzie Kornelkę będą czekały kolejne badania, ostatecznie decydujące o operacji. W czwartek będziemy mieć też spotkanie z lekarzami, którzy nam objaśnią, jak będzie wyglądała operacja naprawy serca. Teraz najważniejsze, żebyśmy były zdrowe, by już nic się nie odwlekło.

Ten dzień przed operacją i noc będziemy jeszcze razem, na 2 godziny przed operacją będę mogła ją ostatni raz nakarmić, o 7.30 będą Kornelkę zabierać na blok operacyjny. Mamy się liczyć nawet z 10-12 godzinami operacji i zalecają nam nie spędzanie tego czasu na korytarzu szpitalnym, tylko pójście gdzieś, a oni do nas zadzwonią, jak operacja będzie się zbliżać ku końcowi. Łatwo im powiedzieć, tak pewnie, pójdę w tym czasie na zakupy, bo tylko o tym marzę... A tak na poważnie, to będą najdłuższe godziny, ale chyba bardziej stresujące będą kolejne etapy pobytu w szpitalu, chociażby wybudzanie jej ze śpiączki farmakologicznej, a co za tym idzie ocenienie, czy wszystko działa, jak należy.

Sam szpital, a właściwie klinika, to ogromny kompleks budynków, otwarty w lipcu 2015 roku, największy w Wielkiej Brytanii. Tak naprawdę na pierwszy rzut oka nie wygląda jak szpital, gdyby nie na każdym kroku spotykany personel medyczny i recepcje, co kilka metrów. Jeśli na oddziałach jest podobnie, to rekonwalescencja dzieci przebiega chyba w szybszym tempie, szczególnie dzieci starszych, które mogą poczuć się tu, jak w domu. Mam nadzieję, że nasza historia zakończy się happy endem i będziemy miło wspominać ten pobyt.

Wczorajszą wizytę rozpoczęliśmy od ważenia i mierzenia- Kornelka ma już 57,5cm i waży 4,84kg. Następnie poszliśmy do gabinetu pielęgniarek, gdzie jedna z nich, Allison, objaśniła nam, na czym będą polegały dzisiejsze badania. Praktycznie jak tylko opuściliśmy ten gabinet przeszliśmy do innego pokoju na echo serca, a następnie na usg serca. Samo usg serca trwało dosyć długo, ale musieli zobaczyć całe serce, tętnice i żyły, tak by mieć wiedzę, jak poprowadzić krążenie pozaustrojowe (sztuczne płuco-serce), dodatkowo zrobiono jej usg jamy brzusznej. Kornelka dobrze to znosiła, bo usg nie boli, ale już była bardzo głodna i płakała. Pomocny okazał się szumiś i mówienie do niej.

Po tym badaniu nakarmiłam Kornelkę, a później wróciliśmy do gabinetu pielęgniarek. Mieliśmy wywiad odnośnie stanu zdrowia naszej Kosmitki, pytano nas, czy coś nas ostatnio zaniepokoiło w jej stanie zdrowia czy zachowaniu, itd. Pytano również o stan zdrowia Kacpra i nasz oraz naszej dalszej rodziny. Dostaliśmy ogólne informacje o operacji, o intensywnej terapii po operacji, powiedzeli nam, że to dla nas będzie większy ból, bo to my będziemy to wszystko widzieć i pamiętać. Mi poradzili, bym pamiętała o jedzeniu i piciu oraz o odpoczynku, by zachować laktację. Pokarm będę na bieżąco ściągać w normalnych porach karmienia Kornelki i będzie przez sondę karmiona moim mlekiem, a później w miarę dochodzenia do siebie po operacji i odłączenia sondy przejdziemy na butelkę, a jak już będzie wystarczająco dobrze, to wrócimy do piersi. Nie byli nam w stanie powiedzieć, ile to może potrwać, nim będziemy znowu razem na normalnym oddziale, czy kiedy opuścimy szpital. Wiadomo, nie mogą niczego deklarować, byśmy się nie nastawiali, przecież muszą mieć pewność, że wszystko działa, jak należy, nim nas wypuszczą ze szpitala. My też chcemy być pewni, że wszystko jest w porządku, lepiej się miło zaskoczyć i wyjść wcześniej, niż niemiło rozczarować, tym że mówili, że będziemy np. 2 tygodnie, a tu już mija nam trzeci tydzień na oddziale. Więc plan jest taki na czas operacji i po niej- żyjemy chwilą dnia codziennego i nie wybiegamy za daleko w przyszłość.

Pobrali Kornelce wymaz z pachwiny na badania bakteryjne oraz z noska, aby stwierdzić albo wykluczyć nosicielstwo gronkowca złocistego oraz innych drobnoustrojów patogennych. Ponadto sprawdzili jej saturację, osłuchali klatkę piersiową oraz zajrzeli do uszu. Później nastąpiło najgorsze w całych tych badaniach- pobieranie krwi. Wiem, że to konieczne, ale Kornelka płakała jak jeszcze nigdy. Najpierw próbowali pobrać jej krew z lewej stopy, ale krew nie chciała lecieć i następnie wkłuli się w prawą stopę. Kornelka wciąż płakała, wręcz krzyczała. Jedna pielęgniarka trzymała jej prawą nogę, druga pobierała z niej krew, a my trzymaliśmy ją za ręcę i próbowaliśmy trochę uspokić. To pobieranie krwi trwało dla nas wieczność, krew skapywała po kropelce, a trochę ml potrzebowali na badania. Pod koniec Kornelka zasnęła, ale dużo łez wylała, nas też żal gardło ściskał. Wszystko dla jej dobra, ale nie da się tym nie przejmować.

Po pobraniu krwi czekał nas już ostatni punkt wizyty w szpitalu, a mianowicie rentgen klatki piersiowej. Założyli mi i Marcinowi ochronne fartuchy, ja trzymałam Kornelce ręcę w górze, tatuś trzymał jej wyprostowane nóżki i zrobili zdjęcie rentgenowskie. Po wszystkim mogliśmy już opuścić szpital, do następnego czwartku, nim znowu się w nim znajdziemy.

Ta wizyta uświadomiła nam, że już maszyna ruszyła i że za chwilę nastąpi operacja serca. Będzie miało miejsce to, na co czekamy tak naprawdę od urodzenia Kornelki, następuje nieuchronne, a my musimy zaufać lekarzom i oddać jej życie w ich ręce.
Noszę, tulę ile się da, wdycham jej bobaskowy zapach, staram się zapamietać i uchwycić każde jej spojrzenie, każdy uśmiech i dotyk jej malutkich rączek na mojej twarzy. A wszystko po to, by mieć siły na ten czekający nas trudny czas. Wierzę, że nasza córeczka jest silna i że nasza miłość jej pomoże. Dodatkowo te wszystkie kciuki, modlitwy i dobre myśli, które będą nam towarzyszyć od Was w czasie operacji spowodują, że to musi się udać.